O Franciszku Witaszku. 17 lutego 2014

Zawiera informacje i relacje tak sensacyjne, że rodzi się pytanie: są prawdą historyczną czy legendą? [Zygmunt Wiśniewski: „Wąglikiem w morderców”, (w) „Gazeta Lekarska”, 2009-01]
We wrześniu 1931 r. w organie powiatu śmigielskiego – „Orędowniku Powiatowym” [powiat śmigielski istniał do 1.4.1932 r.], ukazała się informacja pt. „Rzadki jubileusz szanownego obywatela”. Jej bohaterem był Stanisław Witaszek, właściciel sklepu kolonialnego i restauracji, i jak zaznaczono „najstarszy kupiec w mieście, który obchodził 50. lecie pracy zawodowej”. Zasługą Stanisława Witaszka było i to, że, „dał Ojczyźnie 6 synów dając im wyższe wykształcenie: duchownego, sędziego, inżyniera, lekarza, kupca i studenta”.
Duchownym był Kornel, po wojnie proboszcz w Pogorzeli; sędzią – Marian (1905-1979), ojciec kościańskiej lekarki Moniki Witaszek-Kic; inżynierem elektrykiem był Lech (1903 – III 1943, Ford VII Poznań), w czasie wojny zatrudniony w kopalni EMMA w Katowicach i potraktowany jako Ślązak posiadał obywatelstwo niemieckie; lekarzem był Franciszek, o którym poniżej; kupcem, praktycznie księgowym, był Czesław (+1943 Stutthof), który z żoną Seweryną (+1995 Śmigiel) mieszkał w rodzinnej posiadłości w Śmiglu, (obecnie mieszka w niej jego wnuk Jan, syn Jerzego) a studentem był Stefan – absolwent Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu. Senior rodu żył w latach 1865-1941 (pochowany w Śmiglu). Jego żona – Zofia (+ 1943 Oświęcim) była córką śmigielskiego nauczyciela, pochodzącego z Karmina koło Wonieścia, Józefa Białego.
Interesujący nas Franciszek Witaszek urodził się 8 września 1908 r. w Śmiglu. Tu też ukończył Wyższą Szkołę dla Chłopców i Dziewcząt, przekształconą później w Szkołę Wydziałową. Gimnazjum, typu klasycznego, ukończył w Ostrowie, a studia medyczne w 1931 r. na Uniwersytecie Poznańskim. Rok później obronił doktorat. Zdradzał wybitne uzdolnienia naukowe – jeszcze w trakcie studiów, w 1929 r. za opublikowany w „Przeglądzie Antropologicznym” artykuł „Listewki skórne na palcach dzieci i dorosłych”, wyróżniono go medalem im. Karola Marcinkowskiego.
W 1931 r. rozpoczął pracę naukową w Zakładzie Higieny i Medycyny Społecznej Uniwersytetu Poznańskiego, później został starszym asystentem w Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej UP. Był lekarzem Ubezpieczalni Krajowej (napisał pracę „Orzecznictwo inwalidzkie”), lekarzem szkolnym, wykładał też higienę w Państwowej Szkole Pielęgniarstwa PCK i na Uniwersytecie Katolickim.
W 1937 r. założył (wspólnie z dr Feliksem Białym) w Poznaniu fabrykę strun (nici) chirurgicznych CATGUT POLSKI. Wszedł w skład założonej w 1936 r. spółki SEROWAC POZNAŃSKI (CLAROWAC ?), wytwarzającej surowice i szczepionki. Prowadził też laboratorium analityczne.
Na jesień 1939 r. miał wyznaczony termin obrony pracy habilitacyjnej, której tematem było wykorzystanie pleśniaka groniastego do konserwacji surowych owoców, warzyw i mięs.
Udzielał się społecznie. Był sekretarzem generalnym Obwodu Wielkopolskiego Związku Lekarzy RP, pracował w harcerstwie, towarzystwie higienicznym, należał też do chóru ECHO.
W 1931 r. zawarł związek małżeński z mieszkanką Ostrowa Wielkopolskiego Haliną Muszyńską (przeżywszy Oświęcim i Ravensbrück, zmarła w 1985 r.). Był ojcem pięciorga dzieci: Marii-Jolanty (Marioli), Iwony, Alodii, Darii i Krzysztofa. Córki Alodia i Daria, u których doszukano się, podobnie jak i u pozostałych dzieci, rasowo czystych cech nordyckich (po matce) oddano niemieckim rodzinom celem zniemczenia – nosiły nazwiska Alice i Dora Witke. Do matki wróciły w 1947 r. mówiąc tylko po niemiecku. Pozostałe rodzeństwo w czasie okupacji ukrywała rodzina matki.
Wybuch wojny w 1939 r. zniweczył karierę naukową i szczęśliwe, dostatnie (willa z ogrodem, samochód, gosposia, panienka do dzieci) życie rodzinne. Ze względu na stan zdrowia (serce) nie został zmobilizowany.
We wrześniu wraz z rodziną z Poznania, gdzie mieszkał, ewakuował się pod Warszawę. Po bitwie nad Bzurą opiekował się najciężej rannymi żołnierzami Armii Poznań, których nie ewakuowano ze szpitala polowego Dobrzelin-Grabów koło Żychlina.
Po powrocie do Poznania (1.10.1939) uzyskał pozwolenie na prowadzenie praktyki lekarskiej i rozpoczął działalność konspiracyjną organizując sabotaż i dywersję.
Jesienią 1939 r. zorganizował Związek Odwetu, działający w ramach Związku Walki Zbrojnej. Rozkazem Grota Roweckiego z dnia 20.4.1940 r., Z.O. wyodrębniono jako pion sabotażowo-dywersyjny. W latach 1940-1942 Franciszek Witaszek był zastępcą dowódcy Armii Krajowej na Wielkopolskę. Punktem kontaktowym m.in. był jego gabinet lekarski. Do swej grypy konspiracyjnej osoby dobierał niezwykle starannie, wykorzystując do tego swe poza medyczne zainteresowania – astrologię. Wszystkim kandydatom stawiał horoskopy, wykluczając osoby np. spod znaku Merkurego, które charakteryzują się gadatliwością i przewrotnością.
W ramach Związku Odwetu organizowano i szkolono personel medyczny oraz prowadzono szeroko zakrojoną akcję wywiadowczą i dywersyjną. Dzięki temu udało się ustalić, jaką broń bakteriologiczną przygotowują niemieccy naukowcy na Uniwersytecie Rzeszy w Poznaniu i gdzie zamierzają ją wypróbować. Zawiadamiano o tym polski personel medyczny polecając przeprowadzanie tajemnych szczepień.
W tajnych laboratoriach produkowano związki toksyczne i substancje korozyjne.
Związek Odwetu dokonał wielu podpaleń magazynów i wykolejeń transportów wojskowych, przy pomocy domowym sposobem wykonanych miniaturowych bomb termitowych z opóźnionym zapłonem. Odczynniki do ich produkcji m.in. dostarczał brat Franciszka – Lech, który bez trudu mógł się poruszać po kraju. Produkowano środki zakażające zboże, wytwarzano specjalne gwoździe przebijające opony. Zajmowano się także wysyłaniem paczek do obozów koncentracyjnych i dostarczaniem dodatkowej żywności rodzinom pozbawionym żywicieli.
Niektórzy historycy twierdzą, że związki produkowane w laboratoriach przez „witaszkowców” służyły do wykonywania wyroków śmierci na gestapowcach, oficerach Abwehry i, szczególnie niebezpiecznych dla Polaków, Niemcach. Związki te miały powodować powolne i początkowo trudne do wykrycia procesy chorobowe, kończące się zgonami. Twierdzono wręcz, że produkowano zarazki tyfusu, którym zarażano Niemców.
Waldemar Kosiński w artykule „Cichy front” (niestety nie udało mi się ustalić w jakim czasopiśmie) przytacza fragment wspomnień (spisanych pod koniec lat 50.) Haliny Witaszkowej: ...Na czym polegała działalność męża, do czasu aresztowania, dokładnie nie wiedziałam. [była spod znaku Merkurego!] Zorientowałam się potem [kiedy?], że polegała ona na walce bakteriologicznej, stosowaniu środków chemicznych i udzielaniu informacji dotyczących produkcji materiałów wybuchowych i amunicji. Członkowie grupy męża docierali do szpitali wojskowych i wcierali bakterie, np. w poręcze schodów. Żołnierze niemieccy, którzy byli na leczeniu, opierając się na poręczach ulegali zakażeniu i byli dłużej niezdolni do służby na froncie. Środki chemiczne, jakie stosowano były szczególnego rodzaju i niewykrywalne po śmierci. Specjalne bakterie powodowały rozkład nerek. Organizacja docierała do hoteli niemieckich (...). Zorganizowani w konspiracji kelnerzy dolewali środki chemiczne do herbaty, wina itp. żołnierzom mającym wyjeżdżać na front. Do trunków dodawano również bakterie tyfusu ...
Po wojnie wspomniany już dziennikarz H. Tycner odszukał kelnera z restauracji „Cechowa” (niemiecki „Continental”) Mariana Schegla, któremu udało się zbiec z Fortu VII i przeżyć wojnę w majątku ziemskim niedaleko Stendal pod nazwiskiem Antoni Konarski. Był kierownikiem restauracji „Teatralna” i „po paru wódkach zebrało mu się na wspomnienia”. Tycner spisał je i po paru dniach poprosił o autoryzację. Kelner odmówił jej. Czy jest to prawda historyczna czy legenda?
W styczniu 1992 r., zbierając materiały do cyklu artykułów „patroni naszych ulic” drukowanych w „Witrynie Śmigielskiej” prowadziłem korespondencję z najstarszą córką Franciszka Witaszka, Marią-Jolantą Malinowską.
W liście datowanym 9 styczeń 1992 r., którego załącznikiem był opracowany przez nią życiorys ojca, pisze: O moim ojcu napisano już wiele, ale niektóre fakty przedstawiono tendencyjnie, ponieważ korzystano z fałszywego aktu oskarżenia gestapo oraz z informacji byłych konfidentów a po wojnie tajniaków z UB. Dlatego pozwoliłam sobie wyszczególnić [w opracowanym życiorysie] tylko te dziedziny działalności, w stosunku do których jestem pewna, oraz te, które już zostały sprostowane w różnych publikacjach.
W liście datowanym 5 luty 1992 r. Maria Malinowska niejako wraca do punktu wyjścia rozważań o działalności Franciszka Witaszka – Henryka Tycnera. Pisze: W 1962 r. redaktor „Głosu Wielkopolskiego” Henryk Tycner pokusił się o napisanie artykułu pt. „Odwet doktora Witaszka” w „Dookoła Świata” [5 odcinków], a następnie książeczki pt. „Ogień w ampułkach”. [Ten sam tekst, pod pseudonimem K. Ner, w serii MON „żółty tygrys”, 1975]. Było to pierwsze opracowanie i bardzo niedoskonałe. Część faktów jest prawdziwa, ale uzupełniona fikcją napisaną na potrzeby ówczesnych władz politycznych.
Na podstawie dokumentu gestapo, znajdującego się w Instytucie Zachodnim, w którym dr Franciszek Witaszek po dwóch tygodniach tortur przyznał się do trucia Niemców przy pomocy trucizny zwanej LYCOPODIUM, opisał całą fantastyczną opowieść o lekarzu – trucicielu. Ten dokument wprowadził nawet w błąd historyków, którzy nie zadali sobie nawet trudu nad ustaleniem, co to jest lycopodium. A jak podaje Mała Encyklopedia Zdrowia – wyd. PWN, 1967 na s. 326 – lycopodium, to proszek z neutralnych ziół
[roślina lecznicza, chroniona z rzędu widłakowców – widłaki jednozarodnikowe o działaniu farmakologicznym] służący do obsypywania małych pigułek, by się nie sklejały. Jak widać, ojciec zakpił sobie nie tylko z gestapo ale także z mało inteligentnych historyków i dziennikarzy.
Druga sprawa dotyczy rzekomej produkcji bakterii tyfusu do stosowania wyroków śmierci na Niemcach. Tę sprawę też Tycner ubrał w szeroką fabułę, pozostawiając znak zapytania: gdzie znajdowało się to laboratorium? (...)

Ta część listu kończy się konkluzją: Tak więc dr med. Franciszek Witaszek ani nie produkował trucizny ani też nie produkował bakterii tyfusu – jako środków do wykonywania wyroków śmierci, bo takich nie było.
Szeroko zakrojona działalność dywersyjno-odwetowa Franciszka Witaszka i jego grupy, określonej mianem „witaszkowcy”, nie mogła ujść uwadze Niemców. Gestapo aresztowało F. Witaszka 25 kwietnia 1942 r. W czasie śledztwa zaproponowano mu, za cenę życia jego i rodziny, prowadzenie dalszych badań nad konserwacją żywności wysyłanej na front dla żołnierzy Wehrmachtu. Propozycji nie przyjął i skazany na śmierć, 8 stycznia 1943 r. w Forcie VII w Poznaniu, wraz z innymi członkami Związku Odwetu, został powieszony.
Na polecenie niemieckiego Instytutu Medycyny Sądowej, w celu zbadania mózgu „tak genialnego człowieka”, zwłoki zgilotynowano. Głowę umieszczono w słoju z formaliną, który opatrzono informacją [w tłumaczeniu]: „głowa inteligentnego polskiego masowego mordercy dra Franciszka Witaszka”. Po wojnie rozpoznał ją były woźny instytutu i w 1945 r. złożono ją w grobie na Poznańskiej Cytadeli.

Rodzinny Śmigiel upamiętnił Franciszka Witaszka nadając w styczniu 1967 r. jednej z nowych ulic Jego imię, Hufiec Związku Harcerstwa Polskiego w październiku 1974 r. obrał Go za swego patrona a z inicjatywy Kręgu Starszych Harcerzy, w listopadzie 2003 r., na budynku, w którym się urodził [Plac Rozstrzelanych 20] odsłonięto pamiątkową tablicę. Tu urodził się i wychował syn Ziemi Śmigielskiej dr med. Franciszek Witaszek ur. 4.9.1908. Żołnierz Armii Krajowej, patriota, działacz społeczny, harcerz. Zginął bohaterską śmiercią 08.01.1943 w Forcie VII w Poznaniu. W 60. Rocznicę jego śmierci Krąg Starszych Harcerzy Seniorów. Cześć Jego Pamięci. W uroczystości, jako gość honorowy, uczestniczyła córka Alodia Witaszek-Napierała.

Hubert Zbierski

 
Śmigiel, Miasto Wiatraków
Śmigiel Travel
Centrum Kultury w Śmiglu